Trzeci czerwca bieżącego roku. Godzina punkt szósta – klasa trzecia gimnazjum (b i c ) , 1 prawniczo-ekonomiczna oraz pięciu chłopaków z technikum wraz z opiekunami czyli ponad pięćdziesiąt osób , lekko ospale ale z podekscytowaniem wsiada do autobusu. Czas rozpocząć naszą przygodę w Czechach.
Mogłoby się wydawać , że siedmiogodzinna podróż będzie męcząca i nudna. Zazwyczaj jednak dla wielu uczniów sama jazda jest atrakcją. Tak było i w tym przypadku , już po chwili pojazd wypełnił się rozmowami i muzyka puszczaną z głośnika jednego z moich kolegów. Wyznacznikami tego że przekroczyliśmy granicę polsko-czeska były jedynie SMSy informujące o roamingu i przewodnik który wprowadził nas w historie Czech i wyjaśnił niektóre różnice językowe.
Godzina trzynasta, jesteśmy na miejscu, ciepły wiatr muska nasze twarze. Kierujemy się w stronę Klasztoru na Strahowie, na miejscu czuć nietypowy zapach. Mianowicie woń warzonego piwa, które znajdujący się tam zakon Norbertanów wytwarzał już od 1400 roku. Z klasztoru udaliśmy się szybkim krokiem pod Pałac Prezydencki, by zdążyć na odprawę warty. Tamtejsi wartownicy poruszali się sprawnie jak w zegarku, z niezwykłą precyzją i wdziękiem zmieniali kolegów po fachu. Widowisku temu towarzyszyła salwa oklasków zachwyconych turystów.
Następnym punktem docelowym była Katedra Św. Wita, Wacława i Wojciecha. Strzelista i monumentalna budowla górująca nad innymi. Zapierająca dech w piersiach dająca o sobie znać całą swoją majestatycznością, nie dająca się przeoczyć. Nasz zachwyt spotęgował środek świątyni. Wysokie sklepienia, podobizny świętych, przepiękne witraże przedstawiające sceny biblijne mieniące się wszystkimi kolorami. Katedra w której koronowano czeskich królów i chowano najznamienitszych tego kraju. Znajdując się tam nie sposób nie czuć respektu i dumy bijącej z murów katedry.
Po przejściu paruset metrów dotarliśmy do Złotej Uliczki. Nazwa wzięła się od legendy, z której wiemy o Rudolfie II-szalonym królu z obsesją na punkcie złota i nieśmiertelności. W niegdyś zamieszkiwanych przez biedotę maleńkich domkach władca zakwaterował tam najlepszych alchemików z całego królestwa. Dlaczego wybrał właśnie to miejsce ? Z racji tego, że znajdowało się bardzo blisko jego zamku a król chciał na bieżąco sprawdzać postępy jego uczonych. To bardzo urokliwe miejsce, posiada tajemniczą i magiczną aurę, tak jakbyśmy przenieśli się z naszej rzeczywistości do świata rodem z baśni braci Grimm.
Most Karola – miejsce tłumnie odwiedzanie przez turystów, my też nie mogliśmy go nie zwiedzić. Położony na rzece Wełtawie w samym centrum Pragi łączy dwie dzielnice Mala Strana i Stare Mesto. Nazwę zawdzięcza Karolowi IV Luksemburskiemu, który zapoczątkował jego budowę osobiście kładąc kamień węgielny. Przechadzając się po moście dostrzegamy aż trzydzieści barokowych rzeźb, jednak najbardziej okazała przedstawia egzekucję Św. Jana Nepomuncena, królewskiego spowiednika, który nie chciał wyjawić prawdy na temat domniemanej zdrady królowej Zofii.
Drugi dzień zwiedzania zaczynamy od rynku staromiejskiego, otaczają go kilkusetletnie kamienice głównie barokowe, lecz wprawne oko dostrzeże też kilka średniowiecznych budowli. Jednym z przykładów ówczesnej architektury znajdujący się na ,,starym rynku” jest Dom pod Kamiennym Dzwonem, swój przydomek wziął właśnie od kamiennego dzwonu widniejącego na jednej ze ścian. Według starych podań przypominać ma dzwon wzywający do zwycięskiej bitwy przeciwko poganom za władania księżnej Dragomiry. Dlaczego ten budynek jest tak niesamowity? Między innymi dlatego, że po pożarze zamku mieszkał tam sam król Karol IV z rodzicami, drugim powodem jest sąsiedztwo Kościoła Najświętszej Marii Panny przed Tynem kolejnym punktem naszej wycieczki . Pierwotnie kościół był miejscem kultu dla zagranicznych kupców odwiedzających miasto. To spektakularna górująca nad wszystkim budowla z dwoma strzelistymi wieżami, które widać w promieniu wielu kilometrów. Sprawa ma się podobnie do wieży ratusza znajdującej się dokładnie naprzeciw kościoła. Na jego południowej ścianie został umieszczony zegar Orlaj, składający się z trzech części: pierwsza-astronomiczna, druga z symbolami miesięcy i trzecia-przedstawiająca ruchome figury Dwunastu Apostołów. Poniżej na zegarze straszy kostucha z klepsydrą i symbole chciwości próżności i pogaństwa. Niesamowite jest to jak ludzie w tamtych czasach bez nowoczesnej technologii czy zaawansowanych maszyn potrafili stworzyć coś tak niezwykłego. Niedaleko stoi gmach Karolinum najstarszego kolegium uniwersyteckiego w Europie Środkowej! Zwiedzanie Pragi zakończyliśmy na placu Wacława, leżącego u stup potężnego gmachu Muzeum Narodowego. Zmęczeni ale szczęśliwi choć z lekkim niedosytem wsiedliśmy do autobusu, który następnego dnia zawiózł nas do ostatniego punktu naszej wycieczki, oddalonej od stolicy o prawie dwieście kilometrów jaskini ,,Punkvy” znajdującej się na terenie Krasu Morawskiego.
Już na samym początku zwiedzania powitały nas liczne formy skalne. To nie do opisania jak różne i jak zachwycające były. Przechodząc z miejsca do miejsca witały nas coraz to nowe wrażenia. Każde ,,pomieszczenie” było niepowtarzalne, osobliwe posiadało własną historię ,,duszę” jeśli mogę to tak ująć . Największy zachwyt wywołała jednak ,,Przepaść Macochy„ powstała na skutek zapadnięcia stropu jaskini. Wszechobecna zieleń pokrywająca każdą skałę i jeziora o pięknym przesyconym błękitnym odcieniu. Żadne zdjęcie nie odda dokładnie dzikiego lecz zarazem urokliwego piękna przepaści.
Następną atrakcją był przepływ podziemną rzeką Pukva. Jak wcześniej wszystkie informacje odnośnie jaskini były przekazywane dzięki polskiemu nagraniu tak teraz przewodnik osobiście opowiadał o podziemnej rzece, nie zrozumiałam za wiele oprócz ,,uwaga na głowę” choć przy moich stu sześćdziesięciu centymetrach nie było to wielkim problemem, schyliłam się raz …no może dwa razy. Nie musiałam rozumieć, co mówi przewodnik by stwierdzić jak piękne i niezwykle hipnotyzujące jest to miejsce.
Te wycieczkę zapamiętam na długie lata. Te trzy dni upłynęły bardzo szybko a to za mało żeby nacieszyć się pięknem Czech. Mimo tego, że pozornie zwiedziliśmy tak dużo i dowiedziałam się wielu nowych rzeczy to czuję niedosyt. Z pewnością kiedyś powrócę do tego kraju ale już bogatsza o doświadczenia jakich doznałam na tej wyprawie.
Tekst: Iga Drobina
Foto: Jolanta Okarmus