Ćwiczenie dobrej śmierci, nazwa tej praktyki religijnej dla niezaznajomionych z ta praktyka może mrozić krew w żyłach. Bazując na tej niewiedzy, wielu młodych zostało wkręconych zwłaszcza przez nowicjuszy czy alumnów salezjańskich seminariów. Opowiadania o tym, że w czasie ćwiczenia dobrej śmierci wypożyczamy sobie trumnę, żeby sobie w niej trochę poleżeć, często w pierwszym odruchu brane są za prawdę. Nic mylnego, nie tym zajmujemy się podczas tak nazwanego dnia skupienia. A jeśli dodam, że jednym z jego składników powinno być zrobienie gruntownego porządku w pokoju, to już nie wiadomo, o co chodzi. Po kolei zatem.

Ostatnio taki kwartalny dzień skupienia miał miejsce 26 i 27 listopada 2021 roku. Był on szczególny, ponieważ po dłuższym czasie znów mógł się odbyć tak jak przez ostatnie lata razem ze świeckim.

Spotkali się na nim salezjanie konsekrowani ze wspólnoty św. Jacka i Miłosierdzia Bożego na Zasolu, salezjanie współpracownicy z tych 2 wspólnot i ośmioosobowa grupa byłych wychowanków z kieleckiego Oratorium.

Wszystko rozpoczęło się w piątek wieczorem konferencją dla salezjanów konsekrowanych. Przyzwyczajeni jesteśmy do obrazu Kościoła jako statku miotanego morskimi falami, który w śnie Księdza Bosko znajduje ratunek między dwoma kolumnami z przedstawieniem: Eucharystii i Maryi. Ksiądz Zygmunt wikariusz inspektora przywołał porównanie jednej z sióstr zakonnych, która mówiąc o kościele porównała go do Tytanica. Mówiąc: dziś jesteśmy już po katastrofie i siedzimy w szalupie. Jesteśmy o tyle w miarę w dobrej sytuacji, że jest z nami Jezus. Nie wchodząc dalej w rozwijanie tego porównania, konferencja inspirowała do szukania prawdziwego obrazu Kościoła dziś, z jego mocnymi i słabszymi stronami. Rozważanie skłaniało do szukania odpowiedzi na pytania: jak dziś mamy głosić Ewangelie, jak dziś prowadzić duszpasterstwo, jak służyć tym którzy szukają Jezu itp.?  Ponieważ ks. wikariusz nie mógł zostać z nami do soboty był poproszony o wygłoszenie dodatkowej konferencji do BWS-ów, którzy przyjechali do Oświęcimia na swoje dni skupienia. Znalazła się też chwila na wspominanie „starych, dobrych czasów”.

Sobotni program rozpoczął się jak zwykle poranną kawą z ciastem, na które dotarli już salezjanie współpracownicy. Oczywiście dzień skupienia zakończyliśmy, też jak zwykle, obiadem.

Gdy wybiła godzina 9.00, wszyscy spotkaliśmy się w sanktuarium, rozpoczęliśmy naszą refleksję od odśpiewania hymnu do Ducha Świętego.  Ksiądz Zygmunt, który był już w drodze na pogrzeb mamy współbrata, wcześniej przygotował na listopad konferencję, a ta została odczytana przez ks. Dariusza Bartochę. Choć na początku nawiązywała do liturgii pierwszych dni listopada i troski o naszych bliskich zmarłych to szybko podjęła temat obecności pośród nas osób starszych i chorych, którzy stają się dla nas wszystkich, osób konsekrowanych i świeckich, okazją do służby, do ujawnienia się miłosiernej miłości.

Po wspólnej modlitwie różańcowej zostało nam półtorej godziny na adorację, na ciszę, w której można było pogłębiać relację z Jezusem. Piękna cisza została ubogacona dwoma instrumentalnymi organowymi utworami zagranymi przez Krystiana. Ten swoisty liturgiczny „sylwester”, bo sobota była ostatnim dniem roku liturgicznego przed pierwszą niedzielą adwentu, był dla wszystkich uczestników skupienia bardzo owocny.

Ojciec Tomasz franciszkanin, który od czasu początku pandemii stał się naszym nadzwyczajnym spowiednikiem, znalazł zaangażowanie na ponad dwie godziny, mimo że spowiadali także inni kapłani. Zwieńczeniem tego dnia była Eucharystia, której przewodniczył przełożony wspólnoty salezjanów z Zasola ks. Jan Dubas, on też wygłosił nam homilię i udzielił błogosławieństwa. Na tę ostatnia chwile dotarła do nas Julia, córeczka Gabrysi i Krystiana, przypuszczam, że zupełnie nic nie rozumiała z tego, co się działo, ale zza to z zainteresowaniem oglądała tatę grającego na organach.

Ćwiczenie dobrej śmierci sobotniego przedpołudnia zgromadziło ponad 50 osób, mimo że niektórzy współbracia byli z młodzieżą na Kapitule Młodych w Krakowie inni brali udział w pogrzebie, ktoś był chory, a jeszcze inni mieli przeszkody, by być z nami. Nasi goście z Kielc kontynuowali swój pobyt i refleksje do niedzieli.

Jak widać, nie tak straszne jest to ćwiczenie umierania, a jakie korzystne, człowiek staje się jak nowo narodzony, odrodzony i uspokojony, umocniony nadzieją i otwarty na dawanie miłości.

Dariusz Bartocha sdb
Foto: Wojciech Zięcina sdb