Muzyka wpisana jest w charyzmat salezjański, charyzmat Księdza Bosko, dlatego Oratorium św. Jana Bosko w Oświęcimiu po raz kolejny zaprosiło na wspaniały koncert, w ramach dobrze znanych  „Czwartków Oratoryjnych”. Tym razem na scenie zaprezentowała się wielkiej klasy śpiewaczka operowa – Monika Błokowska, która swoim niezwykłym, wręcz diamentowym głosem oczarowała wszystkich i zafundowała słuchaczom niezwykłą muzyczną ucztę.

W miniony czwartek, 17 lutego 2022 r. artystka zaprezentowała utwory o miłości, o zakochanych przedłużając klimat Walentynek. W jej wykonaniu usłyszeliśmy m.in.: Can’t help falling in love, My heart will go on. Monika zachwyciła nie tylko wybitnym wokalem, ale także fenomenalna gra na flecie poprzecznym. Nie sposób nie wspomnieć również o genialnym akompaniamencie Szymona Jarosza. Muzycy zachwycili i wzruszyli publiczność, czego dowodem były bisy i gromkie owacje.

Czym się zajmujesz?

Monika: Praktycznie od nastoletnich lat zajmowałam się muzyką. To była moja pasja. 9 lat posługiwałam w parafii jako organistka. Przez prawie dwa lata w tutejszej salezjańskiej parafii pw. Wspomożenia Wiernych, a potem przez 7 lat w parafii pw. Św. Józefa w Oświęcimiu na os. Zasole. Po 9 latach muzyki postanowiłam zrezygnować z posługi organisty, ale o byciu organistą nie zapominam – zdarza mi się zastępować od czasu do czasu moich znajomych. I chociaż praca w kościele jest naprawdę ciekawa – można poznać wielu naprawdę fajnych ludzi, poznać wiele ludzkich historii człowiekowi zaczyna brakować jednak tego wolnego weekendu, świąt spędzonych z rodziną. Kiedy skończyłam studia magisterskie w Oświęcimiu, zaczęłam poszukiwać pracy, a kiedy ją znalazłam, można rzec, że się nieco „przebranżowiłam”. Obecnie pracuję w dziale marketingu w jednej z oświęcimskich firm.

Od jak dawna śpiewasz?

M: W zasadzie to śpiewam od dziecka. Byłam naprawdę małym dzieckiem – może miałam z 3-4 latka, kiedy babcia zabierała mnie ze sobą na próby zespołu ludowego. Byłam zaczarowana folklorem i muzyką folkową, różnorodnością kolorowych strojów, ozdób i piosenek, to też na te próby chętnie chodziłam i chodzę do dziś. Trudno uwierzyć, ale w zespole ludowym mimo młodego wieku jestem dłużej niż niektóre Panie. Myślę, że ta smykałka w stronę muzyki narodziła się właśnie tam. Chociaż w domu nikt nie grał, moja babcia często wspominała historie z dzieciństwa o swoim tacie (moim pra dziadku), który grał na puzonie i tenorze. Często słuchałyśmy piosenek Anny German oraz innych, którzy dziś kojarzą nam się z romantyczną muzyką w stylu retro. Obecnie od trzech lat (przerwami) uczę się śpiewu klasycznego (jestem mezzosopranem) pod okiem Pani mgr Barbary Bielaczyc z Czechowic-Dziedzic, która w domu kultury w Czechowicach prowadzi teatr muzyczny oraz uczy śpiewu. Początkowo brakowało mi odwagi czy mój głos się nadaje, czy mogę spróbować i przekonałam się, że na prawdę warto. Śpiewając, możemy poznać, jak niesamowicie złożoną „maszyną” jest nasze ciało i jak rozwijamy się podczas nauki. Panią Barbarę poznałam Diecezjalnym Studium Muzyki Kościelnej w Bielsku-Białej gdzie uczęszczałam do klasy organów mgr. Tomasza Gronkowskiego. Przez grę na organach poznałam wielu ciekawych ludzi. Organistów, śpiewaków, skrzypków… Często jeździłam na koncerty organowe posłuchać znakomitych muzyków, posłuchać również moich znajomych ze szkoły. I tak dzięki jednemu z koncertów poznałam Szymona Jarosza (organistę kościoła pw.  Św. Jana Pawła II w Krzeszowicach). Zaprzyjaźniliśmy się i od kilku lat tworzymy koncertowy duet wokalno/fletowo-organowy/fortepianowy.

Czy grasz na jakichś instrumentach?

M: Tak, zaczęło się zwyczajnie – od pianina. Potem ukończyłam Państwową Szkołę Muzyczną I st. Im. Karola Szymanowskiego w Oświęcimiu w klasie akordeonu. Akordeon wziął się właśnie z tego zamiłowania do muzyki folkowej. Szkołę wspominam bardzo dobrze i wróciłam po jej ukończeniu na prywatne lekcje gry na flecie. Po 1,5 roku gdy opanowałam podstawy, rozwijałam się już samodzielnie. Po ukończeniu szkoły muzycznej w Oświęcimiu zdałam do Diecezjalnego Studium Muzyki Kościelnej w Bielsku-Białej gdzie w 2020 r. Ukończyłam ją, składając egzamin dyplomowy. Tak więc gram na pianinie, akordeonie (10 lat), flecie poprzecznym (jakieś 6 lat). Potrafię grać również na gitarze oraz od niedawna na saksofonie tenorowym.

Czy posiadasz jakieś inne pasje oprócz muzyki?

M: Myślę, że tak. Kocham jeździć w góry. Mam jedno ulubione miejsce, gdzie jeżdżę i odpoczywam. Ogólnie bardzo lubię podróżować samochodem. Zawsze kiedy wsiadam „za kółko” towarzyszy mi dobra muza w radiu.  Przez wszystkie te lata skupiłam się głównie na studiach i muzyce. Wymagało to ode mnie umiejętności gospodarowania czasem by mieć czas na naukę oraz ćwiczenie. Jednak kiedy ukończyłam studia i szkołę muzyczną nie mogłam się pogodzić z tym, że to już tak szybko minęło – i co teraz? Postanowiłam więc pójść za tym, co mnie ciekawiło i podjęłam studia prawa na Uniwersytecie Śląskim. Generalnie nie chciałam zajmować się muzyką zawodowo. Zawsze bałam się, że się wypalę i że muzyka mnie znudzi, i że kiedy będę zajmować się tylko muzyką, nie będę miała do czego uciekać. Muzyka jest dla mnie ogromnym relaksem, mimo że wymaga ciężkiej pracy. Po zmianie zawodu udało się jednak znaleźć więcej czasu na to, by bawić się muzyką. Kiedy śpiewam, czuję się wolna i czuję w sobie taki power, że wiem, że mogę wszystko! Ale… chyba moją największą pasją oprócz muzyki jest chyba ogrodnictwo. W ogrodzie spędzam całą wiosnę, sadząc i pielęgnując rośliny. Każdej wiosny spędzam w ogrodzie mnóstwo czasu. Mogę pochwalić się, że w moim ogrodzie w totalnie różnych miejscach posadzone jest w sumie… 50 krzaków róż różnych odmian, których nazw nawet nie potrafię zapamiętać.

Skąd czerpiesz inspirację i jaki rodzaj muzyki lubisz najbardziej?

M: Moim ulubionym rodzajem muzyki jest muzyka klasyczna – bez względu na to, czy to utwory instrumentalne, czy wokalne, muzyka organowa oraz arie z oper. Lubię posłuchać również muzyki rozrywkowej – jednak gdy słyszę klasykę, to czuję taką iskierkę w sercu. Próbowałam swoich sił na próbie kapeli weselnej, ale bardzo szybko przekonałam się, że weselne szlagiery to „nie mój jazz”. Klasyka to jest zdecydowanie to, co kocham najbardziej. Moim ulubionym programem rozrywkowym jest „Filharmonia uśmiechu” – muzyka rozrywkowa w klasycznym wydaniu to coś, co mnie inspiruje. Niesamowite jest to, że można połączyć muzykę poważną z rozweselaniem ludzkich serc. Dobry żart okraszony klasyczną nutą chyba nigdy nie wyjdzie z mody.  Gdybym miała powiedzieć, kto jest moim ulubionym wykonawcą w świecie muzyki, to na pewno piosenkarze retro: Mieczysław Fogg, Anna German (świetnie łączyła klasyczne brzmienie z rozrywkowymi rytmami), oczywiście muszę wspomnieć o  „Filharmonii Uśmiechu”, której jestem fanką – Waldemara Malickiego, sopranistki Renaty Drozd. Ze współczesnych zagranicznych artystów bardzo lubię posłuchać znakomitego śpiewaka Andrea Bocelli, mezzosopranistki Cecylii Bartoli.

Zuzanna Bratek
Foto: Dariusz Bartocha sdb, Paweł Bróż sdb